niedziela, 29 czerwca 2014

PaniK(a) i Pan K.

Trzeci dzień w trasie. Pan Kryzys. Tak przedwcześnie się Pan zjawił... Mieliśmy się spotkać dopiero po tygodniu. Ja wiem że warunki były sprzyjające. Ta noc w Schronisku na Przysłupie gdzie dotarłam ostatkiem sił. Jak sam Pan wie, otrzymałam miejsce w pokoju wieloosobowym gdzie dane mi było poznać Pana T. Po czterdziestce, samotny "górołaz", który upatrzył sobie we mnie kompana do rozmów na temat tragedii pod Broad Peak, wypadkach w górach, aktualnej sytuacji politycznej oraz morderstw z ćwiartowaniem ciał włącznie. Chyba czułeś że coś we mnie drgnęło i jak niespokojną noc będę miała. Pojawiła się Pani-K. Udany duet, nie ma co! 
Nad ranem w trójkę obudziliśmy się w nastroju nie sprzyjającym długiej wędrówce.
Pan T. na całym odcinku do Węgierskiej Górki nie dawał o sobie zapomnieć, PaniK-a również. Walka z halnym przy zejściu z Baraniej Góry, momentami tak zawzięta że brakowało mi tchu. Ciężar plecaka tak ogromny że miałam wrażenie niesienia na swych plecach dodatkowego bagażu-Ciebie, PanaK.
To był naprawdę ciężki dzień z Tobą u boku. Mam nadzieję że po długim odpoczynku, obfitym obiedzie nie będziesz chciał się obudzić obok mnie w jutrzejszy deszczowy dzień...




Wiatr niszczył wszystko na swojej drodze


Halny przeszedł, deszcz zrosił już lekko wyschnięte łąki, ja zamknięta bezpiecznie w pokoju, rodzinnego domu, na jednym ze stoków Beskidu Żywieckiego. 

piątek, 27 czerwca 2014

Start!

Godzina zero wybiła. Wyruszyłam w dniu dzisiejszym w miesięczną samotną podróż Głównym Szlakiem Beskidzkim :) mam za sobą pierwsze 17 kilometrów. Wybaczcie krótkiego posta lecz siły pozwalają mi jedynie na danie znaku życia z Soszowa. Pozdrawiam bardzo gorąco! 


http://sheerkabo.blogspot.com/2014/05/moje-500-km-czerwony-szlak-beskidzki.html?m=1




















poniedziałek, 23 czerwca 2014

Koniec starego, początkiem nowego.

Druga w nocy. Jestem na lotnisku South-end. Mojej podróży po Europie to end.
Kończę ją w mieście gdzie zaczęła się kiedyś moja podróż życia. Trudno było mi tu przybyć po latach. Przyjeżdżając do miasta emigrantów, które również dla mnie było przez rok "domem", towarzyszyła mi huśtawka emocjonalna, od euforii że znów jestem w jednym z największych stolic europejskich, po wzruszenie od natłoku wspomnień. 
Pierwszy raz przyjechałam do Londynu w celu podjęcia pracy. Bałam się tego miasta, ludzi, komunikacji, pracy, życia na własna rękę z dała od rodziny, która do tej pory była dla mnie opoką. Miałam u boku wyjątkową osobę, w tedy prawdziwego przyjaciela, który krok po kroku pokazywał mi jak się odnaleźć, wspierał kiedy miałam chwile zwątpienia, razem odkrywaliśmy piękno każdego miejsca, dzień po dniu pomagał mi oswoić się z życiem na obczyźnie. 
To tu nabierałam pewności siebie, marzyłam i spełniałam swoje pierwsze, te małe jak i wielkie marzenia o byciu częścią "wielkiego świata". Covent Garden, dla mnie serce tego miasta, do którego zawsze będę czuła sentyment, po raz kolejny i tym razem wycisnął łzę z moich oczu. 
Miło i bezpiecznie było mi wrócić do Londynu, do dwóch ukochanych przyjaciółek, które sprawiły iż zakończenie mej trzytygodniowej podróży, pozostawiło uczucie niedosytu. Chętnie zostałabym z nimi jeszcze kilka dni dłużej aby móc nacieszyć się ich widokiem, przegadać kolejnych kilka wieczorów, dopełnić skrzyneczkę wspomnień z Londka :) 
Dziękuję Wam moje Kochane M&M za wspniałe trzy dni! W szczególności za wyjątkowy wieczór na West Endzie, spełnienie jednego z mych marzeń ( scenografia, charakteryzacja, reżyseria spektaklu muzycznego w Londynie z głosem kastrata w tle - niezapomniane wrażenia ;) ).

Konkluzja z wyjazdu nasunęła mi się jedna: człowiek jest "zwierzęciem" stadnym. Rzadko kiedy potrafimy żyć w pojedynkę. Musimy mieć poczucie przynależności do grupy, oczywiście jedni mają je większe inni mniejsze. Mnie wystarcza małe wąskie grono przyjaciół, ale prawdziwych, z którymi pomimo nie tak częstego kontaktu, utrzymujemy i pielęgnujemy "rodzinne relacje". Pomaga nam w tym, wzajemny szacunek, szczerość i miłość. Dziękuję :*

Muzyczna pocztówka z Londynu:

Ludzie z całego świata śpiewają razem z nimi: http://youtu.be/6hzrDeceEKc








środa, 18 czerwca 2014

Age quod agis

Chciałam wytłumaczyć w tym poście dlaczego moja stopa pojawia na zdjęciach? Otóż to moje "selfie" pamiątka z odwiedzanych miejsc. Nie potrafię wykonać sobie dobrego zdjęcia z tzw. "rąsi", stąd pomysł na umieszczenie w głównym kadrze swojej stopy z...
Otóż, kilka lat temu "dojrzałam" do swojego pierwszego tatuażu. Warunki jakie musiał spełniać to: być w miejscu widoczny dla mych oczu oraz być dobrany z sensem/przekazem (dużo osób wykonuje je pod wpływem impulsu). Wybór padł na starą łacińską sentencję: "Age quod agis" - w dosłownym tłumaczeniu: "czyń co czynisz", to co robisz rób dobrze, najlepiej jak potrafisz. Dla mnie znaczeń ma wiele ale wiem jedno: najważniejsze to motywuje do dalszego działania. 
Każdy z nas czasami miewa chwile zniechęcenia, braku motywacji do dalszego działania, praca lub główne zajęcie/hobby nie przynosi satysfakcji, próbujemy oszukać siebie i wszystkich wokół. 
Robimy w tedy coś po tak zwanych "łebkach". Prowadzi to bardzo często do większych frustracji, zniechęcenia, złego samopoczucia a przecież nie o to w życiu chodzi aby jakoś je przeżyć, aby cały czas trzymać się sentencji: "jakoś to będzie". 
Róbmy to co sprawia nam przyjemność i unosi nasze kąciki ust ku górze. W przeciwnym razie będziemy cały czas tułać się, po tym wielkim świecie ze smutnymi wyrazami twarzy, szukając szczęścia tam gdzie nie powinniśmy. Nie namawiam do zmiany swojego życia, rzucenia wszystkiego i zrezygnowania z pracy, codziennych obowiązków, wręcz przeciwnie. Zwracam jedynie uwagę na istotę zadbania o siebie, o swoje zdrowie psychiczne jak i fizyczne. Jak przetrwać tydzień intensywnej pracy, codziennych obowiązków, dbanie o lepsze jutro dla siebie oraz naszych bliskich kiedy zapominamy o swoich potrzebach.
Przestań cały czas szukać wymówek do nierobienia czegoś dobrze w życiu, usprawiedliwiając w ten sposób swoje lenistwo. Jeżeli w tym momencie masz przygotować sobie kawę, dlaczego nie zrobić tego najlepiej jak potrafisz? Przyjemność z jej wypicia będzie tym większa ;) 
Powinniśmy zacząć dbać o siebie, o wewnętrzne piękno. Ja cały czas się tego uczę, więc nie potrafię dać dobrej recepty na sukces. Widzę jednakże zmiany w samopoczuciu kiedy sprawiam sobie małe przyjemności w postaci wyjścia na spacer i odkrycia nowego miejsca lub odwiedzenia starego, prawie zapomnianego, przygotowania sobie dania według własnej receptury w celu poeksperymentowania, dopieszczenia swoich kubków smakowych, przygotowania dzbanka ulubionej herbaty... Wszystko wymaga szczególnego poświęcenia, uwagi aby sprawiła tym większą przyjemność w momencie jej "konsumpcji".
Zacznij dzisiejszy dzień od małej przyjemności, rozpieszczaj się, dopieszczaj tak jak tylko Ty potrafisz. Odezwij się proszę i napisz krótko czy "receptura" działa. 







sobota, 14 czerwca 2014

Mezzo(i)Forte w krainie Troli

Wczorajszy dzień jest potwierdzeniem tylko na to, jak nasza wiara oraz wytrwałość dążenia do celu, opłacają się przy nielada trudnym czasami wysiłku. 
Planując kolejny dzień trasy po Islandii z Akureyri w stronę zachodniego wybrzeża, wybrałam na swój nocleg miesjcowość Borgarnes. Przeszukując internet trafiłam na dosyć ciekawy opis campingu, oferował między innymi: mini golf, basen z gorącą wodą, trasy spacerowe. Zdjęcia przedstawiały typowe islandzkie pejzaże. Podekscytownana postanowiłam odszukać to miejsce. Adres, który był mi znany to nazwa głównej miejscowości - Borgarnes. 
Około godziny 23 przekroczyłam granicę miasta, następnie "opuszczony" camping przy głównej trasie w niczym nie przypominającego tego, który widziałam w sieci. Przejechałam przez całą miejscowość, niestety nigdzie nie natknęłam się nawet na ślad "Mojego Miejsca". Postanowiłam pojechać na stację benzynową w celu zasięgnięcia informacji, niestety Pani znała jedynie "opuszczony" camping a przeglądarki w telefonie nie chciały mi w żaden sposób pomóc w uzyskaniu cennych podpowiedzi.
Zrezygnowana wróciłam na wcześniej mijaną "noclegownię", wzięłam mały przewodnik po zachodnim wybrzeżu do ręki w poszukiwaniu miejsc na kolejną noc, kiedy to ujrzałam reklamę "Mojego Miejsca"! Popędziłam do samochodu i ruszyłam na najbliższą stację w celu uzyskania informacji jak do niego trafić. Okazało się iż jestem w odległości ok 20 km jadąc w stronę Reykholt. 
Docierając na miejsce przywitała mnie plakietka informująca iż wstęp na teren campingu mają jedynie pojazdy, które opłaciły wcześniej miejsce postojowe. Recepcja o tej porze (pierwsza w nocy) była zamknięta, postanowiłam zostać na tzw. "partyzantkę". Pomimo późnej pory, dzieci szalały na placu do mini golfa, rodzice grillowali przy swoich camperach, ja postanowiałam udać się na krótką przechadzkę po okolicy. Jakie było moje zdumienie kiedy ujrzałam posąg głowy Trola, następnie plakietki informacyjne o zadaniach do wykonania (w celu zmierzenia się z siłami jakie one posiadały), ogromne pole do zabawy w terenie a w tle przepiękny mały wodospad. Mialam zostać tu tylko jedną noc lecz to co spotkało mnie rano przekonało do zmiany planów.
Rano zadzowoniłam do właścicieli w celu poinformowania ich o nowym "intruzie", który chciałby zapłacić za swój pobyt. O 10 zjawiła się przemiła Pani, która nie skarciła, nie wymierzyła kary i z uśmiechem na twarzy poinformowała o atrakcjach w okolicy. Jestem w niby "Trololandii" - nazwa własna ;) wszędzie znajdują się plakietki z informacjami jak żyły, czym się charakteryzowały, co robiły, raj dla dzieci! 
Jednak dla mnie największą atrakcją jest budynek główny w którym znajduje się potężna vinyloteka, której właścicielem jest Pan Steinar, który współpracował m.in. z "Mezzoforte", "Sturla", "Bubbi", "Todmobile", "Studmenn" oraz "R.E.M." :) 
Siedzę sobie właśnie przy stoliku z widokiem na "Moje Miejsce", pijąc kawę a w tle słychać muzykę "Mezzoforte - Sprellifandi". Mój kolejny mały raj na ziemi. Wszystko to sprawiło iż postanowiłam tu zostać trochę dłużej niż planowałam. Wśród Troli, krainy baśni, wulkanów, lodowców, gdzie muzyka smakuje inaczej niż dotychczas. 
Pomimo małych przeszkód, kolejny raz doświadczam przekonania iż upór i dążenie do celu nie zawsze idzie na marne.

Pocztówka z krainy Troli: http://youtu.be/nkiCJx9Mx1k










środa, 11 czerwca 2014

Me, myself & I

Widok z okna sypialni Part II. Wiem... Rozpieszczam się potwornie ale należy mi się :) a co! 
Wczorajszy dzień był wyjątkowy pod każdym względem. Ponoć człowiek pracujący potrzebuje około tygodnia aby móc pozwolić sobie poczuć się wolnym od pracy i tego co zostawił w domu. Do mnie zaczyna docierać myśl iż pracą nie muszę się narazie przejmować (uroki bezrobocia ;)), wszystkie najważniejsze rzeczy mam przy sobie (poza ukochanymi książkami), dom... No cóż, poza domem rodzinnym, o swój kąt nie muszę się przejmować. 
Wszystkie sprawy zostawiłam za sobą aby móc żyć teraźniejszością, aby móc być szczęśliwą. 
Podczas tej wyprawy nauczyłam się niczego nie planować. Jedna wytyczna- jechać przed siebie drogą numer 1. Jedynka to początek ( możemy wdać się w dyskusję gdyż dla niektórych początkiem będzie zero, leczy zero to pustka, nicość. Jeden to początek. W którą stronę zrobisz swój pierwszy krok, w tym kierunku zapewne będziesz podążać. Dlatego wybory są takie trudne. Najważniejsze jednak aby czuć się dobrze wstając rano, tworząc nowy dzień: pracując, opiekując się bliskimi, dbać o kontakty z nimi, cieszyć się wolnością ( każdy z nas ma to zagwarantowane, każdy może wybrać sobie co zje, czym ukoi pragnienie etc.) oraz kładąc się wieczorem. Zawsze przejmowałem się wieczorem, czy wystarczająco dużo z siebie dałam w pracy, czy wystarczająco poświęciłam komuś uwagi, czy nikogo nie skrzywdziłam, nie zadzwoniłam do Mamy (z całą pewnością będzie zła), dlaczego ktoś jest na mnie zły, dlaczego ktoś o mnie mówi same brednie, rozsiewa plotki, obgaduje... Musicie wiedzieć że moim kompleksem jest nieśmiałość, jak większość z Was mogła zauważyć, nie lubię przemawiać, śpiewać, tańczyć, kiedy poświęca się mojej osobie więcej uwagi aniżeli jest taka potrzeba. Mam problem (jak ja to nazywam) z asmilacją, życiem w społeczeństwie, mieszczańskim społeczeństwie, gdzie dużo się mówi o innych, osądza się ich, poddaje analizie. Takie zachowanie wyniosłam z domu. Zawsze słyszałam podobne pytania: " jak się ubrałaś? Co inni powiedzą? ; co powiedziałaś? Zastanów się tysiąc razy zanim się odezwiesz! (Nie wiem dlaczego nie dziesięć ;)) ;o ktorej wracasz? Z kim się spotykasz? Pijesz? Palisz? Cały czas analiza, co mogę zrobić, czego nie aby nie mówiono o mnie, nie analizowane, nie plotkowano... Stąd też mój kolejny problem - analiza wszystkiego do szczytu możliwości. Analiza chleba, ciasta, kawy, co ktoś powiedział, dlaczego się tak popatrzył, dlaczego sama się zachowałam w taki a nie inny sposób... Zwariować idzie!
Przepraszam wszystkich znajomych i bliskich za swoje analizy ( je pozostawie specjalistom) dystans, złość kiedy myśli kotłowały się tworząc niszczycielskie tornado w mojej głowie. Nie panowałam nad tym. Zawsze sobie powtarzałam: "działanie wrogiem myślenia". Niestety dla mnie "działaniem" była praca a ta nie zawsze dawała ukojenie. Wręcz przeciwnie, kolejne problemy, kolejne złe myśli. Błędne koło. 
Wczoraj chyba po raz pierwszy od kilku lat wzięłam głęboki wdech, dzięki któremu poczułam się wolna.
Życzę sobie i Wam wszystkim, takiego życia o jakim marzycie, dążenia do celu ale nie po trupach, miłości, czułości, szczerości, aby każdego dnia żyć w zgodzie z własnym JA i nikogo nie krzywdzić. Nie przyjmujcie się co powiedzą inni, oni żyją swoim życiem przemieszanym z życiem innych/fantazji/bajek, będą analizować, będą się gubić, będą nieszczęśliwi a Wy tym szczęściem promieniujcie! To nie egoizm, egocentryzm, samolubstwo (wybacz Mamo) to życie. Skupienie się na własnym szczęściu bo tylko w tedy możemy dać go szczerze innym.
Świat jest piękny, nawet w pochmurny, deszczowy dzień jaki mam dzisiaj na północy :)
Dzielę się zatem z Wami mym szczęściem z nadzieją że przekażecie je dalej :*

Ściskamy Was wszystkich bardzo mocno! 

Na koniec zdjęcie z okna mojej sypialni part II :D



Ps. Ten post jest bardzo wylewny oraz chaotyczny, pisany na kolanie w 20 min. Potok myśli, które wczoraj krążyły w mej głowie przez cały dzień. To tylko streszczenie ;) możecie być teraz tego pewni ;)

Pocztówka muzyczna z dnia wczorajszego:

wtorek, 10 czerwca 2014

Allt fint!



Pierwszy dzień na Islandii.
Elfy chyba mnie lubią :) Spodziewałam się zachmurzenia, deszczu, zimna a tu taka niespodzianka! Temperatura ok. 20 stopni, słońce, prawie bezchmurne niebo. Cudnie! :D
Jednak od początku.  Przed wylotem z Manchesteru w kolejce stoi pięć osób, rozmawiają (po polsku) o bagażu, miejscach w samolocie itp. Zagaduje po chwili na ile dni wylatują, jak mieli zorganizowany przelot, skąd są i tu pada odpowiedź - Kraków :) Jakie było moje zaskoczenie! Kraków?! Krakoofek! :)
Nader wszystko okazało się że z jednym kolegą mamy wspólnego znajomego. Pierwsze jak i ostatnie nasze spotkanie odbyło się w dniu mojej obrony (październik zeszłego roku). Jaki ten świat mały.
Po wylądowaniu w Keflaviku, poczyniłam małe zakupy, spotkałam się z przedstawicielem firmy Sadcars (skąd wypożyczyłam samochód), kolejne zaskoczenie- Polak mieszkający od piętnastu lat na Islandii. Nie tylko ja połakomiłam się na ofertę tej firmy, gdyż spotkałam również parę (dziewczyna z Gdańska, chłopak z Rzeszowa), którzy jak ja zamierzają pozwiedzać tę cudną wyspę. Wszędzie flaga biało czerwona :)
Po przyjeździe do wypożyczalni okazało się iż samochód mi przydzielony nie jest Toyotą Yaris jak rezerwowałam a Corolla. W pierwszej jaką mialam dostać nie działał zamek centralny więc po kilkunastu dodatkowych minutach, dodatkowych papierkach otrzymałam kluczyki do innej Corlli. Nie zgadza się również rodzaj silnika - miał być diesel a jest benzyna, skrzynia biegów - miał być manual a jest automat... Ach te niespodzianki :)
Nie przeszkodziło mi to jednak w cieszeniu się każdą daną mi chwilą. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów wzdłuż wybrzeża zaczęłam krzyczeć ze szczęścia, śpiewać - " Happy Day" , śmiać się jak wariatka, sama do siebie :) kolejne marzenie się spełnia...

Dzisiejsza trasa: 
Keflavik - Grindavik - Strandakirkja - Porlakshofn -Eyrarbakki - Stokkseyri - Selfoss - Storaborg - Kringla- Geysir

Grindavik

Herdisarvik

Selvogur

Trole, Gnomy, Elfy... Wszędzie jest ich pełno :)
Kerio

Uśpiony Geysir :) 










Dreams...

Marzenia są po to aby je spełniać! Nie można się poddawać ani na chwilkę. Dzisiejszy dzień był obfity w przemyślenia (trafne, słuszne, zacne, bolesne, męczące...) ale dla takich chwil i widoków z okna warto "czynić co się czyni" :)
Karaluchy pod poduchy :*


Ps. Z uwagi na intensywność jazdy w dniu dzisiejszym, wybaczcie brak zaległego wpisu. Jutro postaram się wszystko nadrobić. Wkrótce również wyjaśnię dlaczego ma stopa znalazła się w głownym kadrze ;)

niedziela, 8 czerwca 2014

Port

Pierwsza, samotna noc na lotnisku już za mną. Uff... Dla osób wybierających się do Manchester oraz chcących skorzystać z dóbr tutejszego lotniska mam kilka uwag:
1. Przechowalnia bagażu czynna jest w godzinach 8:00-20:00. Koszt przechowania to 10 £/rzecz 
2. Możemy skorzystać z prysznica w Hotelu Radisson Blu, znajdującego się tuż przy lotnisku. Czynne od 8:00 - 20:00, koszt 6,5 £/os (spóźniłam się :/)
3. Najlepiej nocować na terminalu 1, po przejściu odprawy. Ja niestety z tej opcji nie skorzystałam czego ogromnie żałuję :/ cieplej, po zastosowaniu korków do uszu również cicho :) 
4. Połączenie z lotniska do centrum miasta zajmuje ok 30 min, koszt 7 £/dzień/os

Gdyby ktoś potrzebował dodatkowych informacji służę pomocą :)

Tymczasem zbliża się moja godzina 0, biegnę na odprawę i fruuuuuu na Islandię :)
Mam nadzieję do zobaczenia wkrótcę :)

Redi, stedi, go! :D

sobota, 7 czerwca 2014

Polish MAN :)

Po intensywnych dwóch dniach w Amsterdamie, deszczowo powitał mnie Manchester :) 
PIT stop na kawie, internet, sprawdzenie drogi oraz pocztówka muzyczna z rock'n'rollowego kraju :)

Kilka słów o mojej nowej miłości A'damie, postaram się zamieścić wieczorem, podczas koczowania na lotnisku. Tak! Już jutro o 6 rano wylatuje na Islandię! :D
A teraz - od czego kobieta zaczyna zwiedzanie nowego miasta? Ja zaczynam od centrum handlowego :) nieplanowane przygody a co za tym idzie zakupy :/